Wzmacniacz gitarowy Orange Crush 30 R (recenzja)
Zaopatrzyłem się rok temu w 30-watowy wzmacniacz legendarnej już firmy Orange. W serii Crush występują modele 10, 15 i 30-watowe ze sprężynowym reverbem lub bez.
Po odpakowaniu paczki rzuca się w oczy staranność oraz sposób zabezpieczenia pieca podczas transportu. Dokładnie opakowany w styropian, w dwóch kartonach.
Podczas podłączania ujawnia się pierwsza wada wzmacniacza – włącznik znajdujący się na plecach piecyka.
Grałem na tym wzmacniaczu na trzech konkretnych gitarach. Epiphone Les Paul Custom, Squier Affinity Stratocaster oraz Washburn Wi14. W przypadku Strata gitara zachowuje klasyczną szklankę, Les Paul i Washburn po dopaleniu są bardzo agresywne, a trzypunktowy equalizer sprawuje się naprawdę doskonale.. Problemy pojawiają się, gdy nie dysponujemy kostką do dopalenia wzmacniacza. W takim przypadku drugi kanał jest po prostu głośniejszy. A co do głośności. Wzmacniacz rozkręcony na 70%, na pierwszym kanale, przebija się przez perkusję i drugą gitarę. I ostatni aspekt – reverb. Sprężynowy pogłos w tym piecu to majstersztyk. Lecz lekkie drżenie podłoża, osoba przechodząca obok, lub cokolwiek, wywołuje drżenia sprężyn słyszalne w głośniku.
Podsumowując: wzmacniacz, który kupiłem za 620 zł, świetnie nadaje się na próby małego zespołu, ma charakterystyczne, Orang’owskie, przyjemne brzmienie. Z wad: wyłącznik na tylnej płycie, jednoprzyciskowy footswitch za 150 zł, a dwuprzyciskowy za 180 zł. Piec wart swojej ceny, świetny dla początkujących gitarzystów.
Stanisław Wolny dla serwisu Gitarzysci.pl