Recenzja płyty Marcin Duński “Kameleon”
Płyta nagrana w składzie:
Marcin Duński – gitara
Wojciech Pilichowski – bas
Tomasz Łosowski – perkusja
Jurek – klawisze:)
Realizacja: Marcin Raatz i Jurek Konieczek
„Kameleon” to płyta, która otworzyła mi oczy i uszy. Oczy dlatego, że zdałem sobie sprawę jak wielu młodych gitarzystów (oprócz tych z WG) marnuje się bez szans tak naprawde na zrobienie czegoś co nazywamy karierą. A uszy dlatego, że te cztery utwory zdają się być zwierciadłem fantazji i ekscytacji muzycznych Marcina.
Nie ma sensu komentować udziału Pilicha w nagraniach bo jest on starym wyjadaczem i robi swoje, ale zauważyłem ostatnio, że w nagraniach, w których bierze udział Wojtek Pilichowski pojawiają się różne odgłosy jak otwierane drzwi co każe mi wnioskować…nie wiem może się mylę, ale zauważam pewny rodzaj dominacji Pilicha w takich projektach. Jest w tych nagraniach coś co bardzo podkreśla wybitną prace tego znanego basisty, a mianowicie perkusja. Już w utworze o nazwie „Impression” jesteśmy w stanie usłyszeć świetną współpracę basu i perkusji nadając całości progresywne brzmienie i tworząc piekielnie trudny podkład dla Marcina. Ale dla niego chyba nie ma rzeczy niemożliwych i tak od ciężkich riffów (jak by korzenie muzycznych zainteresowań Marcina) do wściekłych solówek możemy podziwiać przede wszystkim świetne przygotowanie techniczne, którego podkreślenia nie da się ominąć bo w końcu ten facet wydaje ta płytę w wieku 26 lat. Wchodząc w głąb twórczości Marcina coraz bardziej wydaje mi się, że nastała jakaś moda wśród polskich gitarzystów na projekty typu „Liquid Tension Experiment”, ale ja tej twórczości nie znam tak naprawde poza nagraniami z płyty „Kameleon” wiec…milczę. Każdy kolejny utwór przedstawia wyraźnie swoją treść, a gitara coraz bardziej się rozkręca, lecz i tak nie uniknąłem pewnego rodzaju przyśnięcia jakie mnie dopada podczas słuchania instrumentalnej muzyki. Utwór „Smooth” jest genialnie prosty, ale za to plus dla autora, że nie dał zamknąć tej płyty w jednym klimacie i całkiem nie zasnąłem. Całe dzieło wieńczy tytułowy kawałek, który oprowadza nas po wyobraźni gitarzysty z funkiem w stylu Krzysztofa Misiaka no i kończy się niespodzianką pewnie pomysłu Pilicha skąd dygresja na początku moje wypowiedzi.
Dzięki zróżnicowaniu faktycznie mamy wrażenie, że Marcin zmienia „kolory” jak kameleon i w ten sposób możemy poznać jego fantazje i myślę, że będę czekał na kolejne odsłony twórczości Marcina Duńskiego i mam nadzieje, że zdanie z początku recenzji nie będzie go dotyczyło.
Autor: masterWG (wojnygitarowe.pl)